Trudne pożegnania z dożymi przyjaciółmi......

Tosiu 17.04.2010 - 22.04. 2014 


Moje Czarne Słoneczko zgasło tak szybko......




Epitafium dla Tosia



Pojawiłeś się w mym życiu tak nagle
Równie nagle z niego odszedłeś.
Pewnie byłeś Aniołem z nieba przysłanym
Choć do końca tego nikt nie wie.
Tam na górze zlecili Ci misję.
Nauczyłeś mnie kochać od nowa.
Szkoda tylko, że byłeś tak taki w niej gorliwy.
Nie zdążyłam się Tobą nacieszyć
Ktoś przerwał Twą misję w pół słowa...........
Tyle dałeś mi ciepła, czułości 
Jakiej nigdy mi nikt nie ofiarował.
Dziś jest pustka w mym sercu
Chociaż wiem, że Anioła
Potrzebuje w tej chwili bardziej ode mnie inna osoba.
Wiem, że Anioł nie może być wiecznie
Ma swą misję wykonać i kwita.
Proszę tylko byś poprosił na górze
Niech tu jeszcze jakiś Anioł zawita.
Ty rozgrzałeś me serce zbolałe
Dałeś miłość nadzieję i wiarę
I choć byłeś tak krotko, zbyt krótko
Przywróciłeś mi optymizm i różowe okulary
Dziś odszedłeś, a ja je zgubiłam.
Jak mam patrzeć w przyszłość bez ich pomocy?
Proszę Cię Tosiu bardzo 
Przecież jesteś już po tamtej lepszej stronie
Pomóż mi odnaleźć różowe okulary moje,
Żebym założyła je znów na nos i skronie,
Żeby widzieć świat barwny, radosny
I mieć siłę swój smutek przegonić.
Życie z Tobą to była bajka.
Pewnie morał wyciągnąć z niej muszę
Uleczyłeś mą duszę zranioną
I dla Ciebie chcę być silna
To na sobie wymuszę.
Twoja misja przy mnie skończona
Bo ktoś inny czeka na swego ziemskiego Anioła
A Ty nie byłeś tu przecież
By czas trwonić na puste słowa.
Ale po to, żeby mnie wzmocnić
Bym na trudy życia była gotowa.
Nie zmarnuję tego Tosieńku
I pozbieram się chociaż boli.
Tyle Twoich braci cierpi
Obiecuję im pomóc w niedoli.
Ty dawałeś mi znaki czasami,
Ale ja ich nie rozumiałam.
We śnie pokazałeś mi łąkę
I nie dałeś przejść mostu - zostałam.
Teraz wiem co chciałeś powiedzieć:
"Nie martw się jak przejdę na drugą stronę
Tam się kiedyś wszyscy spotkamy"
Ja zostałam bo moja misja jest jeszcze niedokończona...............




Tosiu był cudownym dogiem. Pojawił się w moim życiu, gdy niemal wszystko się waliło. Nazywałam go Czarnym Słoneczkiem. Był moim talizmanem. Nauczył mnie znowu kochać, bo po odejściu mojej ukochanej suni choć kochałam psy i miałam, to bałam się pokochać całym sercem, żeby znowu nie cierpieć. On spowodował, że lody się skruszyły znowu byłam gotowa kochać bez granic. Dzięki Tosiowi poznałam wielu cudownych ludzi i przyjaciół, którzy są ze mną nadal i na których mogę liczyć: Allę, Małgosię, Anetkę i innych. Myślę, że to była jego sprawka, żebym nie czuła się samotna i znowu nie zamknęła w sobie jak kiedyś, gdy on odejdzie.   


          Przywiozłam go malutkiego z ogromną przepukliną wielkości strusiego jaja. Miał operację, potem były komplikacje bo okazało się że jest uczulony na szwy. Był też uczulony na większość leków, zastrzyków, nie mógł nic dostawać podskórnie. Był niejadkiem i bardzo delikatny. Wystarczyło małe zadrapanie by zrobił się ropień, ale dawaliśmy radę,   a on dzielenie znosił wszelkie zabiegi, krople, smarowania kompresy, czyszczenie. Poza tymi problemami był okazem zdrowia. Byliśmy jak dwie połówki jabłka, rozumiał mnie bez słów. Zawsze zanim cos zrobił patrzył na mnie jakby czekał na moją zgodę. Mogłam go wszędzie ze sobą zabrać, a on tylko siedział koło mnie. Jak musiałam iść do pracy w sobotę, albo w niedzielę zabierałam go często ze sobą. Gdy było mi smutno siadał przy mnie przytulał się i zlizywał łzy, gdy leżałam chora nie odchodził od łóżka. Rano zawsze kładł głowę na poduszce, albo trącał mnie noskiem, jakby chciał pokazać, patrz słonko już wstało, wstawaj szkoda dnia. Robił to cichutko i delikatnie, żeby nikogo poza mną nie budzić. W nocy zawsze wstawał i robił obchód wyglądało to jakby liczył czy kogoś nie brakuje. Gdy podchodził do mnie tulił się i szedł spać. Bardzo zaopiekował się malutkim Cormaczkiem, byli jak bracia.        


          Mieliśmy plany na długie lata, ale los chciał inaczej. Tosiu odszedł 5 dni po swoich 4-tych urodzinach nagle Nic nie wskazywało na to, że tak będzie był zdrowy, pełny sił. Świętowaliśmy jego urodziny, potem  Wielkanoc. We wtorek rano był wesoły, bawił się biegał. Mieliśmy iść na spacer, pogoda cudowna wszystko dookoła budziło się do życia. On tak uwielbiał nasze wspólne wędrówki. Tosiu jednak postanowił się zdrzemnąć. Siedziałam blisko niego, nagle wstał jakby chciał podejść do mnie i się zachwiał. Myślałam, że zaplątał się w kocyk podeszłam, mówiąc Gapciu co ty. A on wtulił się w moje ramiona, oparł głowę, westchnął i ............to był koniec, serduszko stanęło. Pędem pojechałam z nim do lekarza, mąż mi pomagał. Jechałam nie wiem jak bo drogi nie pamiętam. Mimo że w ciągu 5 minut już miał pomoc nic nie dało się zrobić. Nie wierzyłam, nie byłam na to gotowa, miałam nadzieję, że to sen i za chwilę ktoś mnie uszczypnie i się obudzę, a Tosiu będzie koło mnie. Pochowaliśmy go pod jego ulubionym drzewem. Zgasło moje Słoneczko i świat stracił barwy. On chyba wiedział, bo jakieś 2 tygodnie przed jego śmiercią miałam dziwny sen. Biegliśmy razem przez las, ja zgubiłam drogę. Dobiegłam do mostu, pod którym płynęła brzydka, brudna rzeka, ale po drugiej stronie tego mostu było piękne słońce i cudowna kolorowa łąka. Chciałam wbiec na tą łąkę, ale Tosiu złapał mnie za rękę i zaprowadził do domu. Może chciał mi pokazać, że po tej drugiej stronie wcale nie jest źle. Nie mogłam się pozbierać przestałam jeść, przestałam spać, byłam jak automat wstawałam bo musiałam iść do pracy, był Gerald, Bugi i smutny zagubiony Cormaczek, on stracił starszego brata, nie rozumiał dlaczego ja jestem smutna. Dla nich próbowałam się uśmiechać. Wtedy znowu zaczęłam pisać, pisałam dawno temu potem przestałam. To pisanie mi pomagało. Tosiu wiedział jak cierpię i wierzę, że to on spowodował, że na mojej drodze pojawił Leon, fizyczny klon Tosia. A może wiedział, że domu rozpaczliwie szuka doże dziecko, więc odszedł bo uznał, że choć żył krótko to zaznał wystarczająco dużo miłości i zwolnił miejsce. W mojej głowie ciągle były pytania dlaczego? Odpowiedź na nie zabrał ze sobą Tosiu. Minęły już 4 lata, a ja nadal czuję jego obecność. Czasem budzę się z nadzieją, że przyjdzie do mnie, ale wierzę, że czeka i że kiedyś jak się spotkamy po tamtej stronie znowu pójdziemy na spacer i będziemy się cieszyli sobą już na zawsze. Teraz biega z tymi wszystkimi, które przeszły na tamtą stronę. Bo one nie odchodzą tylko przechodzą w inny wymiar i nadal nad nami czuwają. Tosiu zawsze będziesz w moim sercu, do zobaczenia



Danuta Plewka


Komentarze

  1. Wielka miłość i ogromny żal po odejściu, ale jak żyć bez Ich miłości.

    OdpowiedzUsuń
  2. A jednak Tosiu żyje... W Twojej miłości Danusiu i w naszej pamieci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zanim adoptujesz, przemyśl....

Za co kochamy dogi....