Doże historie na wesoło... :)
Dziś Małgorzata przypomniała
mi pewną rozmowę sprzed lat. Spacerowałam z Saszą, który był wyjątkowo mądrym,
opanowanym i rozsądnym psem. Spotkaliśmy pewną damę ze zwierzem mniejszym od
kota, chyba ratlerkiem, które to zwierzę rzucało się z dzikim jazgotem nie
wiem, czy od mnie, czy do Saszy. Oboje chcieliśmy to zignorować i ominąć damę z
jej zwierzem, ale dama nas zaczepiła słowy:
– Oj mając takiego wielkiego
psa, to musi pani uważać.
– Na co? – nie pojęłam o co
chodzi damie ogłuszona jazgotem jej zwierza.
– No na wszystko. Przecież on
może zagryźć.
On, czyli Sasza spojrzał na
damę z wyraźnym obrzydzeniem, a ja odpowiedziałam:
– On? Na pewno nie, ale ja i
owszem. Jak słyszę takie głupoty, to coś się takiego ze mną robi… No wie pani,
coś takiego, że przestaję nad sobą panować!
Końcówkę powiedziałam w tej
samej tonacji, w jakiej jazgotał zwierz damy i zrobiłem ruch, jakbym zbliżała
do niej twarz. Damie oczy zrobiły się duże i okrągłe, usta wydały jęk:
– O Boże, wariatka!
– No – potwierdziłam – i nie
szczepiona na wściekliznę…
Komentarze
Prześlij komentarz