Życie z dogami...CORMAC I LEON

Romeło czyli jak Cormac z Leonem z opresji mnie uratowali.




        

       
Było to 2 lata temu. Lato początkowo niemrawe w sierpniu pokazało swoje letnie, a nawet tropikalne oblicze.

Byłam akurat na urlopie więc wylegaliśmy w cieniu przed domem albo nie wychodziliśmy z domu chowając się przed skwarem. Nawet ja ciepłolubna miałam przesyt, psy w ciągu dnia padały. Spacery były możliwe albo wczesnym rankiem albo po zachodzie słońca. Wieczorem jak zwykle wybrałam się na spacer z Leonem i Cormaciem, bo Gerald nie chciał iść. Mieliśmy trasę opracowana tak, żeby mimo zmroku nie było ciemno więc szliśmy oświetlonymi ulicami. W połowie drogi była wiata przystankowa na której odpoczywaliśmy, bo choć wieczór było nadal gorąco, a żeby urozmaicić wracaliśmy drogą leśną wzdłuż działek z domkami rekreacyjnymi. Tego wieczoru też tak miało być. Doszliśmy do przystanku, by odpocząć i napić się wody. Ja usiadałam na ławce, a chłopcy zlegli w trawie tak, że ich nie było widać. Dokoła panowała cudowna cichsza, tylko świerszcze grały, a od pobliskiego zalewu dolatywał lekki, przyjemny chłodek. Nagle tą błogą ciszę przerwał głośny pisk hamulców, hucząca muzyka i smród przytartej opony. Przed nami zatrzymało się alfa romeło, a raczej skorupa ledwie trzymająca się w całości, czyli coś, co kiedyś może nawet fajnym autkiem było. W środku 4 abesy czyli absolutnie bez szyi, takie karki wygolone w dresach z łańcuchami na szyi prawie krowimi, udającymi złoto. Towarzystwo mocno nabuzowane, naćpane nie wiem, fakt buraczane na twarzy, głośnie z ilorazem inteligencji wypisanym na niskim czole. Okno otwarte wystawiony łokieć w ręku pywko. I ten od łokcia coś tam mi zagaduje: - Tak późno a lalunia sama, możemy siem możem zaopiekować........ Ja mam szum w uszach i reszty bełkotu nie słyszę. Cormac i Leoś niby drzemią, ale chyba wyczuwają napięcie bo mnie obserwują. Ręce do kieszeni, macam, cholera nie wzięłam telefonu. Wokół ani jednej żywej duszy. Nogi miękkie, klucha w gardle, pot. Nie wiem ile to trwało, pewnie jakiś ułamek sekundy ciągnący się w nieskończoność. Zachowując pozory spokoju wstaję i mówię: - - chłopcy idziemy. W tej samej sekundzie z trawy podnoszą się Cormaczek i Loeś. I oczywiście idą w stronę otwartego okna, bo Cormiś chciałby zajrzeć do środka, a Loesiowi nie podoba się to chichoczące towarzystwo i naprężony, burczący z lekko podniesionymi faflami spod których widać zęby też do wystawionego łokcia zmierza. Ja pilnuję smyczy i nie wiem trzymać czy puścić. Gdy ukazali się w całej okazałości wiedzę rozdziawiającą się gębę i z opadającą szczęką wypadające z ręki i rozbryzgujące się pywko. Jeszcze słyszę: - o k....a, a to co. Potem już tylko zgrzyt, hurgot, palona guma i spaliny. W życiu nie widziałam z takim impetem ruszającego samochodu. Miny kolesi bezcenne, nawet nie potrafię ich opisać bo żadne słowo tego nie oddaje. Jeszcze przez chwilę nie mam siły się ruszyć, a potem już prosto do domu swoją leśną ścieżką, zahaczając o jeżyny, bo latarki też nie wzięłam. Chłopcy idą śmiało nie bacząc czy ścieżką, czy nie, bo kierunek znają. Troszkę przyspieszyli. ja za nimi nieco potykając się bo im pokonywanie przeszkód w postaci patyków, krzaków, jakiejś kłody lepiej wychodzi. Gdy już byliśmy na tyle blisko, ze widziałam światła domu napięcie zaczęło odpuszczać i pomyślałam nawet: - chyba nie jest ze mną tak źle skoro 50-tka juz na karku, a młokosy się za mną oglądają i lalunia wołają. Potem druga myśl: - chyba było juz ciemno, jeśli nie poznali, że to juz pani w średnim wieku siedzi na ławce, albo byli tak naćpani, że im wszystko jedno było. Jednak ta pierwsza myśl bardziej budująca, więc przy niej zostanę. Tylko po co mi taki Romeło co sie doga boi. Tym sposobem, chłopcy pokazali, że potrafią mnie chronić, jednak dogi to psy z instynktem obronnym. Oczywiście w domu zostali wynagrodzeni swoimi ulubionymi pieczonymi ciasteczkami, które jakby przeczuwając zrobiłam tego dnia. Dziś się z tej przygody śmieję, przypominając sobie tępe przerażenie na twarzach kolesi, ale wtedy wcale nie było mi do śmiechu. Bałam się bardzo nawet nie tyle o siebie, ile o to czy amatorzy nocnych przygód nie zrobią krzywdy chłopakom. Cormac i Leon zachowali się jak na prawdziwych dżentelmenów przystało. Stanęli między mną, a amantami zasłaniając mnie. Od tamtej pory idąc z nimi czuję się pewnie i bezpiecznie


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Za co kochamy dogi....