Mój pierwszy dog - WEGA
Więc było to tak – miałam jakieś 5 może 6 lat i dwie bardzo szybkie straty jamników za sobą kupionych przez rodziców z pseudohodowli. Po stracie drugiej jamniczki bardzo się rozchorowałam. Rodzice też cierpieli i postanowili poszukać jamnika z rodowodem. W niedługim czasie w Nowym Sączu odbyła się Wystawa Psów Rasowych, na której poznaliśmy Panią Danusię. Wystawiała piękną długowłosą rudą jamniczkę, w której cała nasza rodzina się zakochała. Rodzice rozmawiali z Panią Danusią nie bardzo wiem o czym, przecież byłam nic nie rozumiejącą małą dziewczynką, która pragnęła mieć pieska, ale się domyśliłam, że chodzi o nowego członka rodziny.
Minęło parę tygodni, nadszedł długo oczekiwany dzień, dzień wyjazdu do Żywca po ukochanego członka rodziny. Droga była długa i nudna. Po przyjeździe na miejsce drzwi do starej ogromnej kamienicy otworzyła nam Pani Danusia w asyście kilku jamników. Wchodziliśmy schodami do góry, pamiętam jakby to było wczoraj, że z radości drżały mi nogi. Nagle weszliśmy do ogromnego pokoju gdzie na kanapie zamiast jamnika jak posąg leżało coś ogromnego, czarnego i grubego. Pamiętam jak mój brat krzyknął do mamy:
– Mamo tam jest czarna pantera! Pożre nas!
Tato zapytał ze zdziwieniem w oczach:
– Co to jest?
Na to Pani Danusia odpowiedziała:
– To WEGA, dog niemiecki.
Mamie i nam wszystkim szczęki opadły ze zdziwienia. Nagle to duże, grube coś o imieniu Wega ruszyło w naszym kierunku. Było większe ode mnie. Usiadłam na ziemi przerażona, że mnie zje, a ona podeszła, powąchała i usiadła mamie na kolanach, a głowę oparła o stół. Wtedy do pokoju wbiegła Łezka, ruda, maleńka kuleczka, merdająca ogonem. To była nasza jamniczka, nasz skarb. Rodzice dopełnili formalności, zbliżał się czas powrotu do domu. Wychodząc mama powiedziała do taty:
– Tosiek ja chcę doga, chcę taką Wegę.
Na to Pani Danusia odpowiedziała:
– Fantastycznie zapraszam po odbiór za 3 miesiące. Wega jest w pierwszym miesiącu ciąży…
I stało się. Po 3 miesiącach wyruszyliśmy kolejny raz z Nowego Sącza do Żywca tym razem po doga. Nasza czarna kuleczka miała na imię Orina. Była piękna, majestatyczna, z cudownym charakterem. Jej zdjęcie mam do dziś w portfelu. To były najpiękniejsze lata mojego dzieciństwa. Orina była ze mną praktycznie zawsze i wszędzie. Rezygnowałam z wakacji, by nie musieć się z nią rozstawać. W dniu, w którym odeszła obiecałam sobie, że w moim życiu zawsze będzie dog. Mijały dni, tygodnie, miesiące, lata i puste obietnice rodziców o kolejnym dogu. Mnóstwo wystaw po całej Polsce z jamnikami, a ja zawsze stałam przy ringu z dogami. To było silniejsze ode mnie. Skończyłam szkołę, dostałam się na studia i szukałam doga z adopcji. Natrafiłam na ogłoszenie Sary, że przyjmuje zamówienia na dogi i jest możliwość wzięcia suczki na tak zwany warunek hodowlany. Natychmiast do niej napisałam. Szybko znalazłyśmy nić porozumienia. W domu nic nikomu nie powiedziałam i w tajemnicy przed wszystkimi jak gdyby nigdy nic pojechałam na kolejny zjazd. Nikt się nie spodziewał, że do domu wrócę z dogiem. Odżyły wspomnienia – to samo uczucie w sercu, a radość zagłuszała niepokój, który gdzieś się odzywał. Brak słów do opisania tego, co wtedy czułam. Moje postanowienie, moje marzenie po tylu latach się spełniło – w domu pojawiła się Nelli. Moje serduszko, moja miłość, wypisz wymaluj Orina, Mama się popłakała, tata śmiertelnie obraził, młodsza siostra mówiła, że oszalałam, że mamy 4 jamniki i że 5 pies to przesada. Tylko, że potem Nellka spała tylko z Asią. Później już poleciało – były kolejne dogi Dżmaba, Gandalf i Jeżyna w domu zwana Grażynką. O nich opowiem następnym razem. Wiem jedno – kto raz miał doga nie jest w stanie bez niego żyć. Dog uzależnia! Tak przynajmniej było w moim przypadku…
Olga Król
Tak, to prawda, dog uzależnia. <3
OdpowiedzUsuńCudowna, piękna sunia...
OdpowiedzUsuń